Willa Greta to z pewnością miejsce przyjazne dzieciom. Znajduje się w Sudetach Zachodnich na granicy Gór Kaczawskich i Pogórza Kaczawskiego. Spędziliśmy tu dwa dni pełne wrażeń. Obawialiśmy się, że pogoda może nam nie dopisać bo prognozy nie były obiecujące. Ale jak zawsze mieliśmy szczęście.

Dojazd na miejsce jest bardzo prosty. Prawie całą trasę pokonaliśmy autostradą A4. Pod koniec trasy zjechaliśmy w kierunku Świerzawy. Już przed Świerzawą zobaczyliśmy pierwszy znak drogowy kierujący nas do willi. Jestem pod ogromnym wrażeniem. Na każdym zakręcie stał znak informujący nas w którą stronę mamy jechać. Czy wiecie, że trzeba dostać pozwolenie z trzech instytucji, nalatać się i wypisać milion papierków aby takie znaki móc postawić. Brawa dla właścicieli, że im się chciało.

Gdy tylko odebraliśmy klucz do pokoju, udaliśmy się na mały rekonesans. Pierwszy postój zaliczyliśmy przy mrówkach. Niby nic takiego, ale moje dzieci kochają wszelkie stworzenia. Małe i duże.

Po schodach weszliśmy na piętro, gdzie przed naszym pokojem znajdował się kącik lektury obowiązkowej. Tak go nazwałam. Tu na tapczanie spędziłam trochę czasu wertując ulotki, przewodniki   i mapy.

Weszliśmy do naszego pokoju. Hmmm…apartamentu bym powiedziała.

Dwa pokoje z łazienką. W pierwszym dwa łóżka jedynki, od razu zarezerwowane przez chłopców.         W drugim łoże małżeńskie i łóżeczko dla niemowlaka. Że takowego nie posiadamy, stało puste. Pokoje przytulne, czyste. Na wyposażeniu ręczniki (nie trzeba zabierać z domu).

Schodzimy na dół i zmierzamy w kierunku restauracji. Nie trzeba wcale tu przyjeżdżać i nocować. Można wpaść tylko na obiad.

Ale zatrzymajmy się jeszcze na dolnym korytarzu. Są tu wystawione wyroby własne, które można zakupić: miód, wino. Jest też stolik i karton z zabawkami dla dzieci.

Wielki regał z piwami przyciąga wzrok (polecam malinowe). A ta drewniana szafa to lodówka. Muszę tu zaznaczyć, że właściciele wykazują ogromne zaufanie do swoich klientów. Biorąc piwo, zapisuje się je w zeszycie obok numeru pokoju. Na koniec wyjazdu wydatki są sumowane. Nikt nas nie pilnuje, nie monitoruje, nie ma strażnika przy lodówce. Ogromny plus za zaufanie.

Wchodzimy do restauracji. Klimat jaki bardzo lubimy. Cegła i drewno. Osobno czy w połączeniu razem zawsze wzbudzają nasz zachwyt. Tu serwowane są śniadania (szwedzki stół) oraz obiadokolacje. Są też stoliki przed willą. Można zjeść na świeżym powietrzu.

Jedzenie… no popatrzcie sami. Bartek jak zjadł obiad to do końca dnia nie miał siły na nic więcej.           A wierzcie mi, że ma pojemny żołądek.

Wyjdźmy na dwór. Mieszkają tu przyjazne zwierzaki. Dość leniwe i ciągle śpią. Kuba boi się psów. Ten nie robił na nim najmniejszego wrażenia. Był skłonny go nawet głaskać.

Plac zabaw inny niż wszystkie. Mamy to szczęście trafiać w miejsca, gdzie dzieci mogą poznać coś nowego. Równoważnia to salamandra, choć Szymek uparcie twierdzi że wąż. A ślizgawka to przemiła żaba. Jednak największą atrakcją zaraz po trampolinie i huśtawkach jest tyrolka. 30 metrów zjazdu i wesołych okrzyków.

Wśród drzew znajdziemy miejsca do odpoczynku, czy miejsce na grilla.

To nie wszystkie atrakcje tego miejsca. Nie lubię zdradzać wszystkiego. Powiem wam jeszcze małą tajemnicę… jest tu labirynt. Jaki? Zobaczcie sami.

Willa Greta to wspaniałe miejsce dla rodzin z dziećmi. Przemiła obsługa, śliczne wnętrza, genialny plac zabaw. Właściciele to ludzie którym się chce. A chce się bardzo. Aktualnie jest remontowany cały osobny budynek, w którym powstaną kolejne apartamenty.

Jeśli miałabym coś dodać od siebie, to w nowym budynku pomyślałabym o przeznaczeniu jednego pokoju na salę zabaw z prawdziwego zdarzenia. Tak w razie niepogody, bo w czasie pogody nudzić się tu nie można. Z czystym sumieniem polecamy.

Nasz filmik

Strona internetowa KLIK