Do Camel Park pojechaliśmy samochodem. Dojazd z Costa Adeje jest dość prosty. Nie mam pojęcia czy można się tam dostać komunikacją miejską, ale wątpię. Od początku wiedzieliśmy że będzie to atrakcja szczególnie dla chłopców.  Jak się okazało na miejscu szczególnie dla Kuby.

Szymek podchodził do wielbłądów, głaskał, ale przejechać się nie chciał. Kuba gdy tylko usłyszał o takiej możliwości był wniebowzięty. Ktoś musiał jechać z nim.  Wsiadłam na wielbłąda z ogromną radością. Zsiadałam z zakwasami na nogach. Nie wyobrażam sobie wędrować tak przez całą pustynię. Po 30 minutach w upale miałam dość. Momentami trzymałam Kubę żeby nie spadł, kija no bo trzeba mieć foty i relację i siebie. Ściskałam wielbłąda nogami ile miałam sił. Nie wiem czy i on nie ucierpiał. Szczególnie mało komfortowa jest jazda z górki  gdy przechylaliśmy się do przodu.

Jednak całość jak najbardziej zaliczam na plus. Lubimy gromadzić nowe doświadczenia.  Często pytacie skąd czerpię informację o atrakcjach. Wyjazd na Teneryfę był planowany już pół roku wcześniej. Przeczesywałam różne strony internetowe o Teneryfie w poszukiwaniu praktycznych wskazówek (przydatnymi serwisami okazały się Teneryfa24.pl oraz GoEuro) Szukam informacji jak dojechać, gdzie się zatrzymać, co zwiedzić.  Często wpisuję w wyszukiwarkę hasła -mniej znane atrakcje w danym miejscu.  Bo znanych specjalnie nie trzeba szukać.  Zadaję pytania na grupach. I ostatecznie będąc na miejscu pytam ludzi co polecają.

Wracając do parku jest on nie wielki. Oprócz wielbłądów są także osły, konie i ptactwo. W kawiarni można usiąść w cieniu i napić kawy.  Jeśli ktoś się spodziewa kawiarni jak nad brzegiem morza i luksusów to niestety nie tutaj. Tu jest swojsko jak na wsi. A przy tym bardzo miło.